Intel chwali się, że nowe procesory to zupełnie nowy projekt i nowe rozwiązania. Rodzina Alder Lake to konstrukcja hybrydowa czyli połączenie rdzeni efektywnych (Efficient-core) z wydajnymi (Performance-core). Rdzenie wydajne są przeznaczone do jednowątkowego obciążenia. Rdzenie efektywne na papierze mają być 40% wydajniejsze przy takim samym zapotrzebowaniu na energię w porównaniu do rdzeni z procesorów Skylake. Zwiększona złożoność układów ma zapewnić dodatkowo jeszcze większy skok wydajności. Obydwa typy rdzeni ze sobą współpracują, a za tą współpracę odpowiada układ Intel Thread Director – technologia telemetryczna, która dobiera właściwy rdzeń do odpowiedniego zadania (implementacja ITD jest obecna w Windows 11).
Nowe rozwiązania to także nowa podstawka LGA 1700 – nie obędzie się bez wymiany płyty głównej. Podsystem RAM w postaci dwukanałowego kontrolera obsługuje pamięci DDR4 i DDR5. Wprowadzono także obsługę magistrali PCIe 5.0.
Testy wydajności publikowane w popularnych branżowych portalach jednoznacznie wskazują na duży przyrost mocy obliczeniowej. W aplikacjach multimedialnych i grach sytuacja wygląda jeszcze lepiej. Nowe procesory mają wszystko, aby określać je mianem „królów wydajności” (w szczególności Core i9-12900K).
Przyjrzyjmy się jednak minusom, a są one poważne. Określenie standardowych zegarów taktujących rdzenie na wysokim poziomie, z definicji ogranicza potencjał związany z podkręcaniem. Znacznie bardzie poważnym mankamentem jest pobór mocy. Dla przykładu Core i9-12900K charakteryzuje się współczynnikiem TPD na poziomie 125 W, jednak wartość rzeczywista to prawie dwukrotność bo 241 W. Oczywiście oznacza to bardzo wysokie temperatury i gigantyczny pobór mocy. Choć cena procesorów nie jest zaskakująco wysoka, to koszt modułów pamięci DDR5 i płyt głównych pod nową generację procesorów Intela jest makabrycznie duży.